Staruszek wstał, postrzelał kośćmi i zaproponował
Lorze przechadzkę. Ona oczywiście ustała na tą sugestię. Siwiec podszedł do
regału znajdującego się naprzeciw olbrzymich drewnianych drzwi i wyciągnął
książkę, która nosiła nazwę „Dzieje Mistrzów”. Przez chwilę nic się nie działo.
Nagle do uszu dziewczyny zaczęły docierać dziwne szmery i zgrzytanie. Po momencie mebel z półkami odsunął się
skrzypiąc jak stare zardzewiałe odrzwia, robiąc przejście na Rynek Główny.
– To takie nasze tajne wyjście ewakuacyjnie
– powiedział, puszczając oko do krewnej.
Znaleźli się na dziedzińcu.
– A właściwie, to co się stało? Tak
nagle zniknąłeś.. – zapytała, przerywając grobową ciszę.
– Jako nastolatek poznałem Kei’a,
chodziliśmy nawet razem do szkoły. Nagle pewnego dnia zniknął, jakby się
rozpłynął. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, więc jako jeden z nielicznych
widział mój warsztat. Znał też moje zamiłowanie do odkrywania tajemnic. Po roku
zapukał do mojego mieszkania i opowiedział mi o Zakonie Sępów oraz
o obecnych problemach jakie ich wtedy nękały. Poprosił abym pomógł, więc
udałem się z nim tutaj – do Auraelu. Pod warunkiem zachowania tajemnicy
pozwolili mi wrócić do rodziny. W spokoju mijały długie lata. Urodził mi się
syn, ożenił się, a potem ty przyszłaś na świat. Pamiętam, że kiedy po raz drugi
odwiedził mnie Kei miałaś jedenaście lat. Aurael było w niebezpieczeństwie,
musiałem pomóc. Gdy wróciłem, zmarła mi żona. Załamany popadłem w depresje.
Przyjaciel przyszedł podziękować i ujrzał mnie w strasznym stanie.
Nie potrafił mnie zostawić, więc zabrał mnie tu. Napełnił mnie życiem.
Wcześniejszy mistrz mianował mnie wynalazcą broni. Przyjąłem to stanowisko. Od
tamtej pory produkuje szable, ostrza i inne bronie, nieraz na zamówienie,
ale częściej na szkolenia.
Idąc tak wybrukowaną drogą dziewczyna
zobaczyła grupkę ćwiczących na trawie osób. Większość z nich była w niebieskich
lub też zielonych szatach. Ćwiczyli oni rzucanie ostrzy shuriken do
poruszających się tarczy. Broń ta zazwyczaj wykonana była ze stali lub metalu.
Wyglądem przypominała ośmioramienną gwiazdę. Nie służyła jednak do zabicia
przeciwnika, lecz do osłabiania go. Można było polać ostrze trucizną, ale
zawsze istniało ryzyko, że rzucający zostanie zraniony. Lora z podziwem
przyglądała się płynnym ruchom rąk, które wyrzucały broń, trafiając w środek
tarczy.
– Nie jest on zbyt sympatyczny – rzuciła.
– Kto taki? – zapytał starzec z zaciekawieniem.
– Mistrz.. ymm.. – odparła usiłując
przypomnieć sobie jego imię.
– Kei, robi tylko takie pierwsze wrażenie,
ale zapewniam cię, iż jest on człowiekiem szlachetnym jak i surowym.
W gruncie rzeczy uchodzi za wspaniałego przyjaciela. Teraz chciałbym ci
coś pokazać.
Weszli
do budynku z wielkimi białymi dwuskrzydłowymi odrzwiami, dachem pokrytym słomą
zaplataną z trzciną. Taka strzecha zapewniała mieszkańcom nie tylko cień ale
także służyła jako wentylacja. Plecionka tworzy
wyjątkowy mikroklimat w przykrytych nią pomieszczeniach. Latem nigdy nie jest w
nich gorąco, zimą zaś zapobiegają utracie ciepła. Działa to za sprawą doskonałej
termoizolacyjności, a fakt, iż są w pewnym stopniu nasiąkliwe, powoduje powolne
odparowywanie wody i regulowanie w ten sposób wilgotności w pomieszczeniu.
Oczom Lory ukazała się stajnia. Było w niej
dziesięć boksów. Starzec zaprowadził dziewczynę po starych krętych schodach
prowadzących w dół do pomieszczenia gdzie znajdowało się jeszcze kilkanaście
innych boksów oraz padok, kryta ujeżdżalnia zwierząt. Była ona większa od
wybiegu dla koni, oraz posiadała dwa tunele, którymi można było wylecieć na świeże
powietrze.
Mikey przedstawił wnuczce Glazara –
stajennego.
– Witaj, jestem tu aby pomagać w wyborze własnego
horczaka – powiedział zwięźle.
– To znaczy, że ja..
– Loro – przerwał jej – teraz rozpoczniesz
naukę jako sęp, a każdy sęp posiada horczaka, więc wybierz jednego z tych tu
obecnych, chyba że chcesz się wstrzymać – mówiąc to wskazał dłonią na cztery
stworzenia stojące pośrodku padoku, po czym dodał szybko – służę radą.
----------------------------------------
Dziewczyna podeszła do dziwnych zwierząt,
chcąc przyjrzeć im się z bliska.
Różniły się tylko maścią. Jeden był
czekoladowy, drugi biały, a dwa ostatnie kasztanowe. Z bliska horczaki nie
wyglądały tak strasznie jak jej się wcześniej wydawało. Ich bezdenne czarne
oczy przypominające otchłań współgrały lub też kontrastowały z odcieniem
twardej jak skała skóry. Stworzenia te nie posiadały wszelako żadnej zbroi,
ponieważ sierść pełniła najlepiej rolę pancerza. Wzdłuż kręgów wijących się na
długiej szyi widniały ostre jak brzytwa kolce. Była to swego rodzaju samoobrona
ze strony zwierząt. Gdy czuły się bezpieczne chowały ostrza pod skórą, ale
kiedy tylko wyczuły jakieś niebezpieczeństwo, bądź zagrożenie to wysuwały je.
Stanowiło też to znak dla jeźdźcy, iż coś jest nie tak. W końcu Lora dostrzegła
najważniejszy element – ogon. To dzięki niemu te niezwykłe stworzenia mogły
zapłonąć na całym ciele, lub też na jednej jego części. Jak później powiedział
jej Glazar, to właśnie ogon kontrolował ogień. Od horczaka zależało, czy cała
powierzchnia zapłonie, czy też zostawi skrawek ciała odkrytego. Nikt nie wie
gdzie posiadły takie umiejętności, ale z pewnością każdy zdał sobie sprawę, że
jest to bardzo przydatne, nie tylko w ciemnościach ale także podczas walki.
Jeździec nie musiał obawiać się płomieni, ponieważ siodło wykonano z niepalnego
materiału oraz najczęściej był na swój własny sposób zżyty ze zwierzęciem, więc
nie musiał się obawiać podpalenia z jego strony. Dwie potężne kończyny zwierzęcia
pokrywały łuski mieniące się w odcieniach czernieni. Ciągnęły się one aż do
trzech szponów, zakończonych zakręconymi do wewnętrznej strony pazurami.
– Nie musisz teraz dokonać wyboru, masz
czas do rozpoczęcia nauki latania na horczakach, która odbędzie się za dwa dni
– przerwał jej przemyślania Mikey.
– Wolę się wstrzymać… dziadku… Powiedz mi
czy ja też będę chodziła w tych płaszczach?
– Ależ owszem – odparł – są one symbolem
twojej rangi.
– Jakiej rangi?
– Ranga, czyli zaawansowanie twojej wiedzy,
początkujący, czyli ty, otrzymują czerwoną szatę, klasy drugie – zieloną, zaś
trzecie – niebieską. Gdy skończysz szkolenie w zależności od tego, w jakim
stopniu zdasz pewien test, możesz uzyskać białą, czarną bądź szarą pelerynę.
– Rozumiem już, a jak wyglądają tutaj
lekcje, klasy? – zapytała ciekawa.
– Klasy jak już wcześniej powiedziałem są podzielone
ze względu na wiedzę, w jednej klasie jest po ok. dwadzieścia osób, jak lekcje
wyglądają dowiesz się za niedługo, gdyż nie mogę sprecyzować. Każda wygląda
inaczej. Ostrzegam cie, nie narób sobie wrogów, nie każdy jest tutaj
tolerancyjny wobec ziemian.
–
Co? To skąd pochodzą inni? – parsknęła z niepowierzaniem.
– Różnie, najwięcej jest Hilmanów z Królestwa
Griess Redo, następnie są Dżohielingowie z Rabilii, zaraz po nich są Geriovie,
pochodzą oni z wyspy Tor Ceres, a najmniej jest nas – Ziemian, z tego co wiem,
to razem licząc ciebie i mnie, to cztery osoby.
Siwiec dostrzegł pytający wzrok wnuczki,
więc kontynuował tłumaczenie.
– Wszyscy tutaj porozumiewamy się za pomocą
języka katalońskiego, którego ty również będziesz się uczyć w ramach szkolenia.
Rozumiesz mnie, ponieważ Greal założył ci jego pierścień. Tłumaczy on moją mowę
na język zrozumiały dla ciebie oraz wypowiadane przez ciebie słowa na zrozumiałe
dla mnie. Ja już od kilkunastu lat nie wymówiłem ani jednego wyrazu w ojczystym
języku. W pamięci został mi tylko kataloński. Aha.. Pokażę ci teraz twój pokój.
I jeszcze jedno. Nie zapomnij oddać Greal’owi jego pierścienia.
– Postaram się – powiedziała dziewczyna.
Razem z Mikey’em ruszyła, mijając stajnie,
w kierunku Rynku Głównego.
Weszli do malutkiego budynku stojącego
pośród rozmaitych drzew. W pomieszczeniu Lora dostrzegła tylko parę drzwi. Na
odrzwiach po jej lewej stronie widniał napis „nens”, a na kolejnych „nenes”.
Starzec wytłumaczył swojej wnuczce, że
tutaj są pokoje mieszkalne. Dodał też, iż są one podzielone ze względu na płeć.
Napis „nens” oznaczał „chłopcy”, a „nenes”– „dziewczęta”.
– Wybacz mi, ale nie mogę wejść tam z tobą,
gdyż nie jestem kobietą. Twój pokój będzie zawierał tabliczkę z napisem
„capital de cinc R” – powiedział odchodząc.
– Dobra,
teraz jestem zdana tylko na siebie. Zakładam, że nic miłego mnie tam nie
spotka, no ale co innego mogę zrobić? – pomyślała.
************
Na dzisiaj to tyle. Trochę się rozpisałam. He he .. Mam nadzieję, że się podoba. ;) Pozdrawiam Was wszystkich. Zostawiajcie swoje opinie. :D
Pierwsza;P
OdpowiedzUsuńSkarbek daj znać jak na gg wejdziesz, bo mam kilka sugestii;P
Rozdział fajny, dłuuuugi jak na Ciebie. Lora będze fenomenem miesiąca;P
Podoba mi się bardzo o czym opowiem Ci, jak już wejdziesz na gadu;)
Podoba mi się robi się coraz ciekawsze ! U mnie nowa notka :)
OdpowiedzUsuńhttp://ostatni-blask-ksiezyca.blogspot.com/
liczę na komentarz
U mnie kolejna nowa notka :)
OdpowiedzUsuń