Informuję, że gdy w rozdziale pojawi się jakaś nowa postać, zwierzę lub też miejsce, to pod rozdziałem pojawi się jego opis.
Proszę o zostawianie komentarzy oraz opinii na temat opowiadania i bloga. :)
Proszę również, aby osoby chętne do uzyskiwania informacji o nowych rozdziałach napisały to w komentarzu. ;P
Zostawiajcie linki do Waszych stron w komentarzach. Chętnie wejdę i przeczytam Waszą twórczość. ;P
Założyłam również nowego bloga: Nightmare
Zapraszam do odwiedzin. ;)

czwartek, listopada 24

Rozdział V


Staruszek wstał, postrzelał kośćmi i zaproponował Lorze przechadzkę. Ona oczywiście ustała na tą sugestię. Siwiec podszedł do regału znajdującego się naprzeciw olbrzymich drewnianych drzwi i wyciągnął książkę, która nosiła nazwę „Dzieje Mistrzów”. Przez chwilę nic się nie działo. Nagle do uszu dziewczyny zaczęły docierać dziwne szmery i zgrzytanie.  Po momencie mebel z półkami odsunął się skrzypiąc jak stare zardzewiałe odrzwia, robiąc przejście na Rynek Główny.
– To takie nasze tajne wyjście ewakuacyjnie – powiedział, puszczając oko do krewnej.
Znaleźli się na dziedzińcu.
– A właściwie, to co się stało? Tak nagle zniknąłeś.. – zapytała, przerywając grobową ciszę.
– Jako nastolatek poznałem Kei’a, chodziliśmy nawet razem do szkoły. Nagle pewnego dnia zniknął, jakby się rozpłynął. Byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, więc jako jeden z nielicznych widział mój warsztat. Znał też moje zamiłowanie do odkrywania tajemnic. Po roku zapukał do mojego mieszkania i opowiedział mi o Zakonie Sępów oraz o obecnych problemach jakie ich wtedy nękały. Poprosił abym pomógł, więc udałem się z nim tutaj – do Auraelu. Pod warunkiem zachowania tajemnicy pozwolili mi wrócić do rodziny. W spokoju mijały długie lata. Urodził mi się syn, ożenił się, a potem ty przyszłaś na świat. Pamiętam, że kiedy po raz drugi odwiedził mnie Kei miałaś jedenaście lat. Aurael było w niebezpieczeństwie, musiałem pomóc. Gdy wróciłem, zmarła mi żona. Załamany popadłem w depresje. Przyjaciel przyszedł podziękować i ujrzał mnie w strasznym stanie. Nie potrafił mnie zostawić, więc zabrał mnie tu. Napełnił mnie życiem. Wcześniejszy mistrz mianował mnie wynalazcą broni. Przyjąłem to stanowisko. Od tamtej pory produkuje szable, ostrza i inne bronie, nieraz na zamówienie, ale częściej na szkolenia.
Idąc tak wybrukowaną drogą dziewczyna zobaczyła grupkę ćwiczących na trawie osób. Większość z nich była w niebieskich lub też zielonych szatach. Ćwiczyli oni rzucanie ostrzy shuriken do poruszających się tarczy. Broń ta zazwyczaj wykonana była ze stali lub metalu. Wyglądem przypominała ośmioramienną gwiazdę. Nie służyła jednak do zabicia przeciwnika, lecz do osłabiania go. Można było polać ostrze trucizną, ale zawsze istniało ryzyko, że rzucający zostanie zraniony. Lora z podziwem przyglądała się płynnym ruchom rąk, które wyrzucały broń, trafiając w środek tarczy.
– Nie jest on zbyt sympatyczny – rzuciła.
– Kto taki? – zapytał starzec z zaciekawieniem.
– Mistrz.. ymm.. – odparła usiłując przypomnieć sobie jego imię.
– Kei, robi tylko takie pierwsze wrażenie, ale zapewniam cię, iż jest on człowiekiem szlachetnym jak i surowym. W gruncie rzeczy uchodzi za wspaniałego przyjaciela. Teraz chciałbym ci coś pokazać.
Weszli do budynku z wielkimi białymi dwuskrzydłowymi odrzwiami, dachem pokrytym słomą zaplataną z trzciną. Taka strzecha zapewniała mieszkańcom nie tylko cień ale także służyła jako wentylacja. Plecionka tworzy wyjątkowy mikroklimat w przykrytych nią pomieszczeniach. Latem nigdy nie jest w nich gorąco, zimą zaś zapobiegają utracie ciepła. Działa to za sprawą doskonałej termoizolacyjności, a fakt, iż są w pewnym stopniu nasiąkliwe, powoduje powolne odparowywanie wody i regulowanie w ten sposób wilgotności w pomieszczeniu.
Oczom Lory ukazała się stajnia. Było w niej dziesięć boksów. Starzec zaprowadził dziewczynę po starych krętych schodach prowadzących w dół do pomieszczenia gdzie znajdowało się jeszcze kilkanaście innych boksów oraz padok, kryta ujeżdżalnia zwierząt. Była ona większa od wybiegu dla koni, oraz posiadała dwa tunele, którymi można było wylecieć na świeże powietrze.
Mikey przedstawił wnuczce Glazara – stajennego.
– Witaj, jestem tu aby pomagać w wyborze własnego horczaka – powiedział zwięźle.
– To znaczy, że ja..
– Loro – przerwał jej – teraz rozpoczniesz naukę jako sęp, a każdy sęp posiada horczaka, więc wybierz jednego z tych tu obecnych, chyba że chcesz się wstrzymać – mówiąc to wskazał dłonią na cztery stworzenia stojące pośrodku padoku, po czym dodał szybko – służę radą.

 ----------------------------------------

 
Dziewczyna podeszła do dziwnych zwierząt, chcąc przyjrzeć im się z bliska.
Różniły się tylko maścią. Jeden był czekoladowy, drugi biały, a dwa ostatnie kasztanowe. Z bliska horczaki nie wyglądały tak strasznie jak jej się wcześniej wydawało. Ich bezdenne czarne oczy przypominające otchłań współgrały lub też kontrastowały z odcieniem twardej jak skała skóry. Stworzenia te nie posiadały wszelako żadnej zbroi, ponieważ sierść pełniła najlepiej rolę pancerza. Wzdłuż kręgów wijących się na długiej szyi widniały ostre jak brzytwa kolce. Była to swego rodzaju samoobrona ze strony zwierząt. Gdy czuły się bezpieczne chowały ostrza pod skórą, ale kiedy tylko wyczuły jakieś niebezpieczeństwo, bądź zagrożenie to wysuwały je. Stanowiło też to znak dla jeźdźcy, iż coś jest nie tak. W końcu Lora dostrzegła najważniejszy element – ogon. To dzięki niemu te niezwykłe stworzenia mogły zapłonąć na całym ciele, lub też na jednej jego części. Jak później powiedział jej Glazar, to właśnie ogon kontrolował ogień. Od horczaka zależało, czy cała powierzchnia zapłonie, czy też zostawi skrawek ciała odkrytego. Nikt nie wie gdzie posiadły takie umiejętności, ale z pewnością każdy zdał sobie sprawę, że jest to bardzo przydatne, nie tylko w ciemnościach ale także podczas walki. Jeździec nie musiał obawiać się płomieni, ponieważ siodło wykonano z niepalnego materiału oraz najczęściej był na swój własny sposób zżyty ze zwierzęciem, więc nie musiał się obawiać podpalenia z jego strony. Dwie potężne kończyny zwierzęcia pokrywały łuski mieniące się w odcieniach czernieni. Ciągnęły się one aż do trzech szponów, zakończonych zakręconymi do wewnętrznej strony pazurami.
– Nie musisz teraz dokonać wyboru, masz czas do rozpoczęcia nauki latania na horczakach, która odbędzie się za dwa dni – przerwał jej przemyślania Mikey.
– Wolę się wstrzymać… dziadku… Powiedz mi czy ja też będę chodziła w tych płaszczach?
– Ależ owszem – odparł – są one symbolem twojej rangi.
– Jakiej rangi?
– Ranga, czyli zaawansowanie twojej wiedzy, początkujący, czyli ty, otrzymują czerwoną szatę, klasy drugie – zieloną, zaś trzecie – niebieską. Gdy skończysz szkolenie w zależności od tego, w jakim stopniu zdasz pewien test, możesz uzyskać białą, czarną bądź szarą pelerynę.
– Rozumiem już, a jak wyglądają tutaj lekcje, klasy? – zapytała ciekawa.
– Klasy jak już wcześniej powiedziałem są podzielone ze względu na wiedzę, w jednej klasie jest po ok. dwadzieścia osób, jak lekcje wyglądają dowiesz się za niedługo, gdyż nie mogę sprecyzować. Każda wygląda inaczej. Ostrzegam cie, nie narób sobie wrogów, nie każdy jest tutaj tolerancyjny wobec ziemian.
–  Co? To skąd pochodzą inni? – parsknęła z niepowierzaniem.
– Różnie, najwięcej jest Hilmanów z Królestwa Griess Redo, następnie są Dżohielingowie z Rabilii, zaraz po nich są Geriovie, pochodzą oni z wyspy Tor Ceres, a najmniej jest nas – Ziemian, z tego co wiem, to razem licząc ciebie i mnie, to cztery osoby.
Siwiec dostrzegł pytający wzrok wnuczki, więc kontynuował tłumaczenie.
– Wszyscy tutaj porozumiewamy się za pomocą języka katalońskiego, którego ty również będziesz się uczyć w ramach szkolenia. Rozumiesz mnie, ponieważ Greal założył ci jego pierścień. Tłumaczy on moją mowę na język zrozumiały dla ciebie oraz wypowiadane przez ciebie słowa na zrozumiałe dla mnie. Ja już od kilkunastu lat nie wymówiłem ani jednego wyrazu w ojczystym języku. W pamięci został mi tylko kataloński. Aha.. Pokażę ci teraz twój pokój. I jeszcze jedno. Nie zapomnij oddać Greal’owi jego pierścienia.
– Postaram się – powiedziała dziewczyna.
Razem z Mikey’em ruszyła, mijając stajnie, w kierunku Rynku Głównego.
Weszli do malutkiego budynku stojącego pośród rozmaitych drzew. W pomieszczeniu Lora dostrzegła tylko parę drzwi. Na odrzwiach po jej lewej stronie widniał napis „nens”, a na kolejnych „nenes”.
Starzec wytłumaczył swojej wnuczce, że tutaj są pokoje mieszkalne. Dodał też, iż są one podzielone ze względu na płeć. Napis „nens” oznaczał „chłopcy”, a „nenes”­– „dziewczęta”.
– Wybacz mi, ale nie mogę wejść tam z tobą, gdyż nie jestem kobietą. Twój pokój będzie zawierał tabliczkę z napisem „capital de cinc R” – powiedział odchodząc.
Dobra, teraz jestem zdana tylko na siebie. Zakładam, że nic miłego mnie tam nie spotka, no ale co innego mogę zrobić?  – pomyślała.

************
Na dzisiaj to tyle. Trochę się rozpisałam. He he .. Mam nadzieję, że się podoba. ;) Pozdrawiam Was wszystkich. Zostawiajcie swoje opinie. :D

3 komentarze:

  1. Pierwsza;P
    Skarbek daj znać jak na gg wejdziesz, bo mam kilka sugestii;P
    Rozdział fajny, dłuuuugi jak na Ciebie. Lora będze fenomenem miesiąca;P
    Podoba mi się bardzo o czym opowiem Ci, jak już wejdziesz na gadu;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się robi się coraz ciekawsze ! U mnie nowa notka :)
    http://ostatni-blask-ksiezyca.blogspot.com/
    liczę na komentarz

    OdpowiedzUsuń